środa, 20 stycznia 2016

Posty i ferie - czyli kolejne informacje :P

Witajcie kochani :)
Z przykrością informuję, że przez ferie nie będę dodawać postów. Przeprowadzamy się do innego mieszkania, a w drugim tygodniu wyjeżdżam z przyjaciółkami. Myślałam, że się wyrobie ale niestety mam spory natłok prac. Spodziewajcie się kolejnych postów po feriach :)
Wasza
AgiX

środa, 13 stycznia 2016

Sen...

>Perspektywa Nico<


Gwałtownie zerwałem się z łóżka.
- Hazel? - zapytałem, ale uświadomiłem sobie, ze dziewczyny już nie ma. Wyjechała do Obozu Jupiter z Frankiem, Reyną oraz paroma innymi obozowiczami. Nie mam pojęcia o właśnie zrobiłem. Chodziłem między snami. Sny herosów nigdy nie są normalne lub przypadkowe. Potrafią pokazywać przyszłość, przeszłość lub teraźniejszość. Nie zawsze ale bardzo często. Ja jako syn Hadesa mam prawo do komunikacji między koszmarami. Dzieci z domku nr 15 miały prawo do wszystkich snów co było bardzo niesprawiedliwe. Clovis nie potrafiłby zrozumieć najprostszego koszmaru. Czasem go nawet spotykam błądzącego między drzwiami, których ja sam nie mogę otworzyć. Komunikacja pozwala na skontaktowaniu się z śniącymi herosami, ale ja używam jej tylko w celach rozrywkowych. To okrutne, ale gdy widzi się dzieciaka od Ateny uciekającego przed gigantycznym pająkiem, uśmiech sam nasuwa się na usta. Niestety gdy już wejdziesz do czyjegoś snu musisz się z niego wybudzić. Wejście ponowne do korytarza może być  śmiertelne, przez co trzeba dokładnie wybierać drzwi. Ale wracając do tematu. Spacerowałem między drzwiami. Wszystkie były zamknięte, co oznaczało, że nikt nie ma koszmarów. To dobrze... poniekąd. Wtedy na końcu korytarz otwarły się niewielkie drzwiczki. Nie było żadnych innych otwartych drzwi więc nie zastanawiałem się nad wyborem. Po prostu wszedłem do środka. Migawki obrazów wirowały wokół dziewczyny w koszuli szpitalnej. Rozpoznałem ją. To była dziewczyna o której rozmawiałem z Chejronem. Ta sama, którą złapałem rano w lesie. Wszystkiemu temu towarzyszył ryk o mocy chyba 130 dcbl*. Alice,  leżała pośrodku tego wszystkiego zwijając się z bólu. Ten huragan musiał rozsadzać jej głowę. Nie powinienem tego robić, ale chwyciłem ją za ramię. Krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem by się obudziła. Obróciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie tymi swoimi oczyma w kolorze karmelu. Były takie... słodkie? Nie miałem czasu jednak na przemyślenia. Huragan rozerwało. W ostatniej chwili złapałem ja za rękę i oboje polecieliśmy w stronę drzwi. OBOJE wylecieliśmy ze snu i znaleźliśmy się w korytarzu snów. Żyliśmy. To dobrze. Lecz większym pytaniem było to, jak Alice się tutaj znalazła. Ponieważ nie była córką Hadesa (wyczułbym to) nie miała wstępu do korytarza snów. Powinno ją rozerwać na strzępy, przez co by się obudziła. Podszedłem do dziewczyny, lecz zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć zachwiała się i upadła. W ostatniej chwili złapałem ja i delikatnie położyłem na chłodnej posadzce. Jej ciało zaczynało migotać. Wybudzała się. Jej czarne włosy okalające twarz przelewały mi się przez palce. Na jej policzkach dostrzegłem ślady łez. W końcu jej ciało kompletnie zniknęło. A mnie wyrzuciło z korytarza. I tak docieramy do momentu obecnego. Do przerażonego, spoconego Nico di Angelo. Wyplątałem się z kołdry i usiadłem na krańcu łóżka. Wciąż byłem ubrany w to w czym poszedłem spać. Czarne dżinsy z dziurami na kolanach i czarną koszulkę z czaszkami. Właściwie nigdy nie przebieram się w pidżamę na wypadek ataku potworów. Taki nawyk z dzieciństwa. Koło etażerki stał mój miecz ze stygijskiego żelaza. Po drugiej stronie stało idealnie zaścielone łóżko Hazel. W przeciwieństwie do mojej, jej połowa pokoju była w idealnym porządku. Wyjechała dopiero 3 dni temu, a już poważnie odczuwałem jej brak. Wstałem i sprawdziłem godzinę. Była  7.35. Przeczesałem czarne włosy ręką i wygładziłem koszulkę. Musiałem pilnie porozmawiać z Clovisem.


*130 decybeli - granica ludzkiego bólu


Jak się podobał kolejny rozdzialik ;)
Nie powinnam sie powtarzać ale co mi tam :P
Podobało ci się? KOMENTUJ!
Widzisz błąd? NAPISZ!
A ja wszystkim herosom będę życzyć miłego wieczoru :*
AgiX

piątek, 8 stycznia 2016

Szpital...

>Perspektywa Alice<



Moja pierwsza myśl po przebudzeniu? "Cholera muszę uciekać". Gwałtownie wstałam, przez co głowa zabolała mnie jeszcze bardziej. Oczy zaszły mi mgłą i zebrało na wymioty. Nad moim łóżkiem pojawiło się kilka osób. Przez mgłę nie mogłam rozpoznać ich twarzy.
- Spokojnie Alice, musisz odpoczywać. - Ciepłe dłonie pchnęły mnie delikatnie na poduszkę. Gdy tylko moja głowa dotknęła miękkiej poduchy zapadłam w sen. To był mój pierwszy błąd. Przed oczami zaczęły mi migać obrazy. Najpierw klif. Czarne fale oceanu rozbijały się o kamienie. Chmury gęste jak mleko przysłoniły słońce. Oraz ten wiatr. Zimny i przenikliwy. Wypełniony strachem i nienawiścią. A najlepsze było to, że trwało to tylko ułamek sekundy. Następne były jakieś piwnice, potem rozgwieżdżone niebo. Czułam się jak w tych wszystkich filmach science fiction, gdzie bohaterowie się teleportują z miejsca do miejsca. Obrazy utworzyły jedną gęstą mgłę i zaczęły wirować wokół mnie. Towarzyszył temu wszystkiemu odgłos jakby wszystkie te wizje śmiały się ze mnie. Dźwięk narastał rozrywając moją głowę na strzępy.
- Przestańcie!- krzyknęłam łapiąc się za głowę. Dźwięki stały się coraz głośniejsze. Te głosy definitywnie się ze mnie śmiały. Albo raczej z bólu, który mi zadawały. Z oczu zaczęły płynąć mi łzy i upadłam na kolana. Mój umysł zaczęły świdrować słowa. Nie wiedziałam co oznaczają, ale w stu procentach były to słowa. Nie mogłam tego znieść. Chciałam już po prostu umrzeć. Jedyne co pamiętam to chłodną dłoń na ramieniu i przepotężny głos wyrywający mnie z wiru. Pod nogami poczułam chłodną posadzkę i coś co wyglądało jak ekrany telewizorów. Oczy zaszły mi mgłą i zachwiałam się. Ktoś mnie podtrzymał. Kątem oka zobaczyłam ciemną postać a potem straciłam przytomność. Obudziłam się. Tym razem nie próbowałam uciekać i tylko delikatnie otworzyłam oczy. Znajdowałam się w czymś co wyglądało na skrzydło szpitalne. Po sali co jakiś czas kręciły się dzieci Apolla. Oprócz mnie znajdowało się tu jeszcze dwóch pacjentów. Jeden z nich spał a drugi czytał książkę. Sala ogólnie była całkiem ładna. Ściana wyłożona była kafelkami w kolorze miętowym co było miłym odbiegiem od białych szpitalnych ścian. Po prawej stronie pod ścianą znajdowały się metalowe, oszklone szafki, w których znajdowały się butelki i słoiczki z kolorowymi maściami i syropami. Niestety musiałam przerwać oględziny sali, gdy drzwi po mojej prawej otworzyły się. Wyszła z nich dziewczyna z blond włosami związanymi w kucyk. Miała na sobie zgrabny fartuszek lekarski co dawało jej wygląd pielęgniarki. Podeszła do mojego łóżka i usiadła na krawędzi.
- Witaj, jestem Kadeen Sunset, córka Apolla. Jak się czujesz? - zapytała i uśmiechnęła się serdecznie.
- Jak długo spałam?
- Prawie dobę. Mamy ranek następnego dnia. Podczas twojego snu praktycznie nic się nie wydarzyło. Po prostu potrzebowałaś odpoczynku. A teraz powiedz mi proszę jak się czujesz.
- Jest okay. - tak, skłamałam. Nie czułam się ani trochę okay. Bolała mnie głowa i zbierało mi się na wymioty, ale nic nie powiedziałam. - Co mi się dokładnie stało?
- Podczas treningu, zostałaś mocno poturbowana. Miałaś bardzo meczący dzień. - pokiwałam głową czego po chwili pożałowałam. Skrzywiłam się lekko. Nie uszło to uwadze dziewczyny. - Radzę ci nie ruszać jak narazie głową. Podczas upadku doznałaś wstrząsu mózgu, więc przez jakiś czas możesz mieć bóle głowy i nudności.
- Jak długo będę tkwić tu w takim stanie?
- Prawdopodobnie przez parę dni. Musisz dojść do całkowitej sprawności, żeby móc brać udział w zajęciach. - po tych słowach zapadła cisza przerywana od czasu do czasu dźwiękiem przewracanej strony. - Twoi przyjaciele tutaj przyszli, chcesz się z nimi zobaczyć?- na tą wiadomość na moich ustach zagoscił słaby uśmiech.
- Tak możesz ich zawołać. - Kadeen uśmiechnęła się i wstała z łóżka. Podeszła do białych, oszklonych drzwi i wyszła na korytarz. Ja tym czasem pogrążyłam się w myślach.



Hallelujah! Kolejny rozdział!!!
YAAAY!!
Wena mnie nie opuściła moi drodzy :)
Komentujcie i zgłaszajcie błędy a ja się jeszcze do was odezwę :*
AgiX

piątek, 1 stycznia 2016

Szermierka...

>Perspektywa Alice<


Marie była dobra. Bardzo, bardzo dobra. Zresztą co ja tam będę. Była najlepsza. Nawet Percy był pod wrażeniem. Gdy zaczęły się ćwiczenia w parach... No cóż... Zostałam rozłożona na łopatki.
- Przepraszam Alice. - powiedziała dziewczynka i pomogła mi wstać. W jej oczach migotał błysk tryumfu oraz coś jeszcze innego. Może szaleństwo. Na jej ustach gościł uśmiech, który deformował delikatnie bliznę na policzku.
- Nic się nie stało... - odparłam rozmasowując ramię. Percy podszedł do nas.
- Wszystko w porządku dziewczyny? - zapytał
- Tak, Alice potknęła się o własne nogi. - odparła dziewczyna nim zdążyłam odpowiedzieć. Kłamała. Walczyłyśmy, ale się nie potknęłam. Gdy Percy nie patrzył, dziewczyna zamieniła się w demona (metaforycznie oczywiście). Jej ciosy stawały się coraz szybsze i gwałtowniejsze. Odbijałam tylko niektóre, przez co byłam poobijana na całym ciele. W pewnym momencie dziewczyna kucnęła i podcięła mi nogi. Nie miałam szans uniknąć tego ciosu, przez co wylądowałam na żwirze. Nie powiedziałam jednak nic. Wiedziałam, ze takie ciosy były niedozwolone, ale jednak nie mogłam jej wsypać.
- Hmm... No dobrze. Trenujcie dalej. - odparł Percy przy czym zerknął na mnie ukradkiem. Pokręciłam delikatnie głową, ale Percy tego chyba nie widział. Marie odwróciła się w moją stronę.
- To co ćwiczymy dalej? - zapytała. W jej oczach znów pojawił się błysk szaleństwa. Wyglądało na to, że następnym razem skończy się czymś więcej niż poobijanym ramieniem.
- Wiesz co? Ja.. Chyba zrobię sobie chwilę przerwy.
- Oki doki. - odparła dziewczyna. Pozostało jeszcze 5 minut zajęć. Jeżeli udałoby mi się ją przetrzymać, może obyłoby się bez dodatkowych siniaków. Podeszłam wolnym krokiem do dystrybutora z wodą i nalałam wody do kubka. Przyglądałam się przez chwilę obozowiczom. Spojrzałam na zegar. Jeszcze 3 minuty. Mój plan powiódłby się...gdyby nie Percy.
- Alice! Nie obijaj się tam. Wszystko dobrze? - zawołał chłopak. Marie spojrzała w moja stronę. Jej wzrok mówił wszystko. "Wsyp mnie, a popamiętasz".
- Tak, wszystko okay. - odpowiedziałam i odstawiłam kubek. Nie miałam szans. Wzięłam swój miecz do ręki i powolnym krokiem do Marie.
- Koniec przerwy. - odparła Marie i zaatakowała. Udało mi się uniknąć paru pierwszych ciosów. Co chwila zerkałam na Perciego, lecz on niestety zajął się jednym z szermierzy. Korzystając z mojej nieuwagi Marie pchnęła. Odrzuciło mnie na 2 metry do tyłu. Ledwo udało mi się zachować równowagę. Tępy ból rozdarł mój brzuch.
- Oj, przepraszam. Bardzo boli? - te słowa i szaleńczy uśmiech przekroczyły granicę. Wściekła zaatakowałam. Zdziwiona Marie ledwo uskoczyła. Po chwili jednak ponownie zaatakowała. Odbiłam jej cios. Czas wokół mnie zaczął zwalniać. Szumiło mi w uszach, ale ignorowałam to. W pewnym momencie czas prawie całkowicie się zatrzymał. Pchnęłam Marie mieczem i podcięłam jej nogi. Czas zaczął powracać do normalnego stanu a mnie zaczęły opuszczać siły. Marie wylądowała z głośnym "DUP" na żwirze. Dziewczyna spojrzała na mnie przerażona.
- Oj, mam nadzieję że nie bolało. - powiedziałam i upadłam na ziemię.


Apollo, dziękuję ci za wenę i pomysły!!
Rozdział krótki, ale starałam się utrzymać klimat ;)
Komentujcie to podzielę się kolejna częścią :D
Zgłaszajcie błędy :)
Wesołego 2016!
AgiX