piątek, 1 stycznia 2016

Szermierka...

>Perspektywa Alice<


Marie była dobra. Bardzo, bardzo dobra. Zresztą co ja tam będę. Była najlepsza. Nawet Percy był pod wrażeniem. Gdy zaczęły się ćwiczenia w parach... No cóż... Zostałam rozłożona na łopatki.
- Przepraszam Alice. - powiedziała dziewczynka i pomogła mi wstać. W jej oczach migotał błysk tryumfu oraz coś jeszcze innego. Może szaleństwo. Na jej ustach gościł uśmiech, który deformował delikatnie bliznę na policzku.
- Nic się nie stało... - odparłam rozmasowując ramię. Percy podszedł do nas.
- Wszystko w porządku dziewczyny? - zapytał
- Tak, Alice potknęła się o własne nogi. - odparła dziewczyna nim zdążyłam odpowiedzieć. Kłamała. Walczyłyśmy, ale się nie potknęłam. Gdy Percy nie patrzył, dziewczyna zamieniła się w demona (metaforycznie oczywiście). Jej ciosy stawały się coraz szybsze i gwałtowniejsze. Odbijałam tylko niektóre, przez co byłam poobijana na całym ciele. W pewnym momencie dziewczyna kucnęła i podcięła mi nogi. Nie miałam szans uniknąć tego ciosu, przez co wylądowałam na żwirze. Nie powiedziałam jednak nic. Wiedziałam, ze takie ciosy były niedozwolone, ale jednak nie mogłam jej wsypać.
- Hmm... No dobrze. Trenujcie dalej. - odparł Percy przy czym zerknął na mnie ukradkiem. Pokręciłam delikatnie głową, ale Percy tego chyba nie widział. Marie odwróciła się w moją stronę.
- To co ćwiczymy dalej? - zapytała. W jej oczach znów pojawił się błysk szaleństwa. Wyglądało na to, że następnym razem skończy się czymś więcej niż poobijanym ramieniem.
- Wiesz co? Ja.. Chyba zrobię sobie chwilę przerwy.
- Oki doki. - odparła dziewczyna. Pozostało jeszcze 5 minut zajęć. Jeżeli udałoby mi się ją przetrzymać, może obyłoby się bez dodatkowych siniaków. Podeszłam wolnym krokiem do dystrybutora z wodą i nalałam wody do kubka. Przyglądałam się przez chwilę obozowiczom. Spojrzałam na zegar. Jeszcze 3 minuty. Mój plan powiódłby się...gdyby nie Percy.
- Alice! Nie obijaj się tam. Wszystko dobrze? - zawołał chłopak. Marie spojrzała w moja stronę. Jej wzrok mówił wszystko. "Wsyp mnie, a popamiętasz".
- Tak, wszystko okay. - odpowiedziałam i odstawiłam kubek. Nie miałam szans. Wzięłam swój miecz do ręki i powolnym krokiem do Marie.
- Koniec przerwy. - odparła Marie i zaatakowała. Udało mi się uniknąć paru pierwszych ciosów. Co chwila zerkałam na Perciego, lecz on niestety zajął się jednym z szermierzy. Korzystając z mojej nieuwagi Marie pchnęła. Odrzuciło mnie na 2 metry do tyłu. Ledwo udało mi się zachować równowagę. Tępy ból rozdarł mój brzuch.
- Oj, przepraszam. Bardzo boli? - te słowa i szaleńczy uśmiech przekroczyły granicę. Wściekła zaatakowałam. Zdziwiona Marie ledwo uskoczyła. Po chwili jednak ponownie zaatakowała. Odbiłam jej cios. Czas wokół mnie zaczął zwalniać. Szumiło mi w uszach, ale ignorowałam to. W pewnym momencie czas prawie całkowicie się zatrzymał. Pchnęłam Marie mieczem i podcięłam jej nogi. Czas zaczął powracać do normalnego stanu a mnie zaczęły opuszczać siły. Marie wylądowała z głośnym "DUP" na żwirze. Dziewczyna spojrzała na mnie przerażona.
- Oj, mam nadzieję że nie bolało. - powiedziałam i upadłam na ziemię.


Apollo, dziękuję ci za wenę i pomysły!!
Rozdział krótki, ale starałam się utrzymać klimat ;)
Komentujcie to podzielę się kolejna częścią :D
Zgłaszajcie błędy :)
Wesołego 2016!
AgiX

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz