czwartek, 10 grudnia 2015

Przyjaciele...

>Perspektywa Alice<

Leo pokazał mi jeszcze arenę do szermierki, stajnie pegazów, zbrojownie (w której otrzymałam niewielki sztylet wykonany z czegoś co określili stygijskim żelazem), ściankę do wspinaczki z lawą, boisko do siatkówki oraz gigantyczne pola czerwonych truskawek. Obóz był naprawdę ogromny. Dowiedziałam się, że znajduje się on w zatoce Long Island, w Nowym Yorku. Dowiedziałam się także o istnieniu jeszcze jednego, RZYMSKIEGO obozu za wzgórzami Oakland a Berkeley, w Kalifornii. Oba miejsca brzmiały znajomo, lecz każda próba przypomnienia sobie czegokolwiek kończyła się niepowodzeniem i bólem głowy. Zdecydowałam powiedzieć Leo o mojej amnezji. Traktowałam go jak przyjaciela, chociaż był trochę denerwujący.
- Nie jesteś pierwszą z zanikiem pamięci. - odparł chłopak
- Naprawdę?
- Tak, Jason, chłopak którego poznałaś także został pozbawiony pamięci. W końcu wszystko sobie przypomniał. - powiedział i uśmiechnął się ciepło. Odwzajemniłam uśmiech. Nie wspominałam o moim spotkaniu z Nico i rozmowie z Chejronem. Czułam się jak dziwadło. Prawdopodobnie Leo jeszcze tego nie zauważył, więc lepiej by tak pozostało. Zmierzaliśmy do teatru, gdy nagle do naszych uszu dotarł głęboki, tubalny odgłos.
- Kurde, spóźnimy się na obiad! - zawołał Leo i pociągnął mnie w stronę Wielkiego Domu. Leo miał naprawdę niezłą kondycję, przez co ledwo za nim nadążałam.W około 2 minuty byliśmy na placu przed Wielkim Domem. Było przed nim ustawionych 20 mniejszych stolików oraz jeden podłużny górujący nad pozostałymi. Siedzieli przy nim Chejron, jakiś gruby facet, którego nie miałam okazji poznać oraz parę innych osób. Na środku placu było ustawione ognisko, które mimo wczesnego popołudnia płonęło jasnym płomieniem. Większość stołów była zapełniona, lecz co chwila dosiadali się do nich kolejni obozowicze. Widać nie tylko my byliśmy spóźnieni. Leo powiedział mi bym usiadła przy stoliku Hermesa, podczas gdy on sam usiadł przy stoliku Hefajstosa. Wszystkie dzieciaki z jego domku uśmiechnęły się gdy się do nich dosiadł. Paru chłopaków przybiło z nim nawet piątkę. Szczerze zazdrościłam mu trochę. Miał tylu przyjaciół w całym obozie. Westchnęłam ciężko i usiadłam przy moim stoliku. Nie było na nim ani sztućców ani talerzy. Nie pewnie rozejrzałam się po pozostałych obozowiczach. Wszyscy mieli talerze pełne wyśmienitych potraw.
- Umm... Przepraszam. - zagadałam do dziewczyny siedzącej obok mnie. Odwróciła się w moją stronę. - Może to głupio zabrzmi, ale jak mogę tutaj coś zamówić? - dziewczyna roześmiała się.
- Pewnie jesteś tu nowa co? - zapytała a ja nie pewnie kiwnęłam głową - Musisz pomyśleć co chciałabyś zjeść, a potrawa sama pojawi się tuż przed twoim nosem.
- Oh! Dziękuję. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do dziewczyny. Odwzajemniła uśmiech.
- Nie ma sprawy. - odparła i powróciła do rozmowy. Wyobraziłam sobie talerz spaghetti bolognese z bazylią i ku mojemu zdziwieniu pojawiło się na stole przede mną. Już miałam zabrać się do jedzenia gdy nagle wszyscy wstali. Nie pewnie odłożyłam widelec i również wstałam. Wszyscy wzięli swoje talerze i zaczęli ustawiać się w kolejkę do ogniska. Dzięki bogom przede mną stanęła Piper. Jak to dobrze było widzieć czyjąś znajomą twarz.
- Piper? - zapytałam nie pewnie - Co on wszyscy robią? - dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Spokojnie, oni składają ofiarę dla bogów. Przed każdym posiłkiem musisz złożyć ofiarę dla wybranego boga. Leo ci nie wytłumaczył?
- Niestety. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Odwzajemniła uśmiech przez co ponownie dostałam kompleksów. Mimo to lubiłam ją, nie była taka zaopatrzona w sobie jak wszystkie te piękne dziewczyny na filmach. Po paru minutach przyszła moja kolej. Podeszłam do ogniska i wrzuciłam tam część mojego spaghetti. - Mamo, tato jeżeli gdzieś tam jesteś... Możesz potraktować tę ofiarę jako dla ciebie. -  dym ze wszystkich potraw ulatywał w górę unosząc piękny zapach. Ku mojemu zdziwieniu dym z mojego spaghetti dosłownie spełzł po palenisku i rozpłynął się w ziemi. Nikt wydawał się tego nie zauważyć lecz poważnie mnie to zaniepokoiło. Wróciłam do stolika i rozglądnęłam się po sali dostrzegłam parę znajomych twarzy m.in. Piper, Jasona oraz Leo. W najdalszym koncie placu samotnie przy stoliku siedział Nico. Na talerzu miał połówkę jakiegoś egzotycznego owoca. Rozglądał się leniwie po sali. W pewnym momencie spojrzał w moją stronę przez co byłam zmuszona odwrócić wzrok. Kątem okaz jednak dostrzegłam delikatny uśmiech na jego twarzy. Gdy już wszyscy złożyli ofiarę i zasiedli przy stolikach, Chejron wstał i życzył wszystkim smacznego. Po chwili wszyscy zajęli się jedzeniem. Ja także pochłonęłam moją miskę spaghetti, gdyż nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jaka byłam głodna. "Domówiłam" sobie także sok pomarańczowy, który podobnie jak spaghetti pojawił się znikąd na stole przede mną.  Po skończonym obiedzie herosi rozeszli się każdy w swoją stronę. Szukałam przez chwilę Leo ale on rozpłynął się w tłumie. Błąkałam się między domkami nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zamyślona włóczyłam nogami po ścieżce. Nagle uderzyłam o coś twardego, straciłam równowagę i prawie się przewróciłam. Jednak ktoś złapał mnie za rękę nie pozwalając mi upaść...


Ave kochani :)
Niestety dzisiejszy rozdział dodaję troszkę późno. Wiecie szkoła i te sprawy :|
Mam nadzieję jednak, że wam się spodobał.
Jeżeli znaleźliście jakieś błędy piszcie ;)
Komentujcie a ja się jeszcze do was odezwę.
Wasza AgiX <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz